Trzy szczyty w jeden dzień...

Hej!!! Mam nadzieję, że od teraz będę regularnie wstawiać posty. Tą długą przerwę zacznę od wpisu, który jest poświęcony wycieczce na trzy szczyty w Tatrach Zachodnich. 

(widok z Grzesia)

Może niektórzy się domyślają o jakie szczyty chodzi. Są to: GRZEŚ, RAKOŃ i WOŁOWIEC. Popularne wierzchołki, ale nie aż tak często odwiedzane jak te na Morskie Oko czy tatrzańskie dolinki. Wycieczka na te szczyty mi zajęła około 9 godzin. Mam nadzieję, że opis tej trasy wam pomoże i wybierzecie się na te szczyty z pięknymi widokami. Zobaczycie je w dalszej części posta.  

Naszą wycieczkę zaczęliśmy późno. Dopiero o 8.30 wyszliśmy z parkingu. Kierowaliśmy się w stronę schroniska w Dolinie Chochołowskiej. Doszliśmy tam około godziny 10. Następnie weszłam do schroniska po pieczątkę i skorzystałam z toalety. Przed schroniskiem zjadłam jeszcze banan i batoniki. Zaczęłam nasz atak ok. 10.30. Naszym pierwszym celem był Grześ (1653 m.n.p.m.), wejście na niego zajmuje ok. 1,5h. Na początku idzie się lasem, wzdłuż wyschniętego koryta rzeki. Po jakimś czasie szlak zaczyna piąć się w górę. Trasa wiedzie przez wygodne kamienie. Gdy wyszliśmy z lasu, wędrowaliśmy wśród kosodrzewiny. Ten odcinek jest męczący, ale każdy da radę go pokonać we własnym tempie. Chwilę później znaleźliśmy się już na szczycie Grzesia.

(Grześ)
Chwilę posiedzieliśmy na szczycie i ruszyliśmy na podbój następnego szczytu - Rakoń (1879 m.n.p.m.). Na ten szczyt idziemy taką jakby granią, raz w górę raz w dół, ale przewyższeń gwałtownych nie ma. Tutaj także maszerowaliśmy wśród kosodrzewiny ponad godzinę.

(droga na Rakoń z Grzesia)

Pod koniec trasy jest miejsce gdzie trzeba kawałek podejść pod górę. Po wejściu na nieznany szczyt, powoli schodziliśmy. Szliśmy płaską dróżką, a tuż przed naszymi oczami jawił się szczyt Rakoń. Wejście na niego było dość męczące, bo podejście jest dość strome, ale przy wejściu na Wołowiec to chyba pikuś.

(podejście na Rakoń)
Po wejściu na Rakoń odpoczywamy dłużej niż na Grzesiu. Po 30 minutowym odpoczynku schodziliśmy z górki, po w miarę płaskim terenie, aż doszliśmy do pewnego skrzyżowania. Wspomnę o nim później. 

                                                                                            (Rakoń)

(droga na Wołowiec)

Czekał na nas teraz Wołowiec (2063m.n.p.m.), który ma długie, najbardziej strome z dotychczasowych podejść. Szlak jest zrobiony z kamieni różnej wielkości. Czasem na tym podejściu noga zjeżdżała mi w dół. Trzeba również uważać na przepaść z obu stron. Wchodziliśmy ok. 40 minut. Na szczycie byliśmy 15 minut. Podziwialiśmy widoki stamtąd na słowackie Tatry. Szlak od Grzesia na Wołowiec znajduje się na granicy polsko-słowackiej, dlatego większość widoków jest na słowacką część.

(widok z Wołowca) 
Wchodząc na Wołowiec szliśmy z Doliny Chochołowskiej przez Grześ i Rakoń. Schodziliśmy inną drogą (Wyżnią Dolinę Chochołowską). Zeszliśmy z Wołowca i między dwutysięcznikiem, a Rakoniem znajduje się zejście do schroniska. Zimą jest tam niebezpiecznie i istnieje duże zagrożenie lawinowe. 

 (Wyżnia Dolina Chochołowska)
Zejście do Doliny Chochołowskiej zajęło nam około dwóch godzin. Najpierw idzie się w odkrytym terenie, potem większą część drogi lasem. Na parking trafiliśmy zaraz przed godziną 17, więc cała wycieczka zajęła ok. 8h. Zrobiliśmy 32 km tego dnia, a na drugi dzień było czuć każdy mięsień w nogach. 

(Dolina Chochołowska)

Polecam wszystkim tą trasę na jednodniową wycieczkę. 

Odnośnie zdjęć, zdjęcia są prywatne, więc proszę bez mojej wiedzy nie rozpowszechniać itp., w razie pytań kamila.komon@interia.pl

Kamila :) 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Góry świata w 80 stronach

Weekend w Tatrach

Może by tak pojechać do NORWEGII...